Roman Polko Roman Polko
817
BLOG

Pieszo po czołgowemu

Roman Polko Roman Polko Rozmaitości Obserwuj notkę 97

31 stycznia Armia przeniosła mnie do rezerwy. Moi towarzysze służby ufundowali mi nawet z tej okazji chustę rezerwisty, chyba pierwszą w historii generalską i jedną z ostatnich w ogóle. Wszak od tego roku mamy już mieć w wojsku jedynie profesjonalistów. Otrzymałem też zegarek, dużo ładniejszy od tego, który dostałem na komunię. Wtedy inaczej patrzyłem na wojsko niż obecnie, ale przecież świat nie rozwija się liniowo, lecz po okręgu i wszystko wraca.

Zniesiono obowiązkowy pobór i ogłoszono, że już za rok będziemy profesjonalni. Optymizmu i radości z tego faktu nie przysłaniają braki w budżecie, przecież nie zabraknie pieniędzy na wypłaty dla profesjonalistów. A że nie wystarczy na budowę nowoczesnych baz wojskowych z kinostrzelnicami, torami taktycznymi i ośrodkami szkoleń specjalistycznych… To może i lepiej, mniejsze będzie zużycie piekielnie drogiej amunicji, środków bojowych i sprzętu, który strasznie się zużywa, gdy jest intensywnie eksploatowany.
Wojskowi „weterani” mają na to receptę. Jeden z nich, aktywny na jednym z wojskowych forum stwierdził, że przecież można żołnierzy szkolić „pieszo po czołgowemu”. Jak stwierdza „weteran” takie szkolenie „służy bardzo dobrze nie tylko w WP, ale i na całym świecie… , nawet lotnictwo używało tej metody”. Pomimo wielu szkoleń odbywanych poza granicami kraju, od poziomu taktycznego do strategicznego, nigdy nie spotkałem się z tą doskonałą i jakże oszczędną metodą szkolenia, ale przecież generał też człowiek, uczy się całe życie. I tak, po 25 latach służby, uświadomiono mi, że tajniki działania czołgu najlepiej poznać poprzez zebranie do kupy trzech innych żołnierzy, ustawienie się wspólnie z nimi dwójkami i ruszanie na komendę z wydawaniem charakterystycznych dla czołgu odgłosów. 
Dopiero weteran uświadomił mi jak bardzo się myliłem, oczekując drastycznej redukcji garnizonów i zbudowania w zamian kilku baz wyposażonych wg. standardów, które poznałem w USA, Wielkiej Brytanii, Holandii, Norwegii – czyli w tzw. NATO, które teraz ma szansę nauczyć się od nas ekonomicznego myślenia. „Pieszo po czołgowemu” – to prosty, genialny pomysł na szkolenie, znany każdemu kto w dzieciństwie fascynował się wojskiem i, jak ja, biegał z kijkiem po podwórku strzelając do kolegów, czy też pokonywał ich armie czołgiem zbudowanym z cegłówki, z grudy piachu, w którą wetknięto patyczek z lizaka udający lufę. Jakże to kształtuje wyobraźnię.
Uzyskane tą doskonałą metodą oszczędności można przeznaczyć na zbudowanie kilku kolejnych dowództw np. korpusów, takich jak ten w Krakowie, który ma zapewnione optymalne warunki funkcjonowania, bo nie podlegają mu żadne wojska. Albo dodatkowych brygad, najlepiej skadrowanych, czyli takich, które składają się z samych dowództw, a o żołnierzach pomyśli się jak nadejdą lepsze czasy, lub jak wybuchnie wojna, która przecież wiadomo, że nie wybuchnie, bo przeciwnik przerazi się samej liczby brygad którymi dysponujemy. 
Będzie tak doskonale, tak profesjonalnie, a mnie wciąż ciągnie do tych żołnierzy z poboru, z którymi czołgałem się po polskich poligonach chodząc w wiecznie brudnym, potarganym mundurze i którzy, nie bacząc na to, że wykraczamy poza nasz mandat, ratowali w byłej Jugosławii życie Serbom, Bośniakom i Chorwatom. Nie szkoliłem ich „pieszo po czołgowemu”, ale walcząc, bo w kraju nie było na to czasu. Może dlatego dobrze, że wraz z wdrożeniem tej awangardowej metody szkoleniowej ogłoszono ograniczenie udziału naszych żołnierzy w misjach poza granicami kraju. 
Roman Polko
Roman Polko
O mnie Roman Polko

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości