Roman Polko Roman Polko
942
BLOG

Czarna Propaganda

Roman Polko Roman Polko Polityka Obserwuj notkę 58
MON – odprawa kadry dowódczej. Dowódca Marynarki Wojennej melduje: „Panie Ministrze, brak wszystkiego, a przede wszystkim perspektyw”. Nie zdążył rozwinąć swojej myśli. „Pan uprawia czarną propagandę” – usłyszał od przełożonego. Chwilę później, inny prominentny dowódca melduje: „Mimo ogromnych cięć finansowych jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej”. „Tak ma wyglądać prawidłowy meldunek panie Admirale” – z uśmiechem komentuje minister. I nie zepsuła wydźwięku tych słów luźna (choć wypowiedziana szeptem) uwaga któregoś z uczestników odprawy, aby generała-cudotwórcę wyznaczyć w takim razie na dowódcę Marynarki. Obowiązuje optymizm i pozytywne myślenie, a lista „sukcesów” nie pozostawia żadnych wątpliwości.
 
Skończyliśmy z poborem, w koszarach nie ma już miejsca dla „szwejostwa”. Mamy armię zawodową. Z założenia żołnierz poborowy jest kiepski, a zawodowy – profesjonalny. To nic, że poborowy „Szwejk”, gdy trafiał na traktującego go poważnie dowódcę, okazywał się lepszy niż niejeden żołnierz zawodowy. Gdy jako starszy oficer operacyjny 6 Brygady Desantowo-Szturmowej, opracowywałem po raz pierwszy w brygadzie ćwiczenie międzynarodowe z udziałem Brytyjczyków i Ukraińców wg natowskich procedur, poza nielicznymi wyjątkami mogłem liczyć tylko na żołnierzy poborowych, bo starej kadrze nie chciało się uczyć nowego, a poza tym co im będzie młody oficer po akademii głowę zawracał. Całe ćwiczenie zrobiłem przy pomocy starszego szeregowego Białego, który po jego przygotowaniu był chyba najlepszym kreślarzem w okręgu. Szeregowy „Szwejk” jadł i spał w miejscu służby, ale nie kładł się do snu, zanim nie obsłużył powierzonego mu sprzętu. Szeregowy zawodowy, też chętnie by to uczynił, ale on nie służy jak „Szweje”. Pracuje 40 godzin tygodniowo, o 15.30 odbija kartę i idzie do domu. I jak to w pracy od-do bywa, zwykle brakuje mu czasu na takie drobiazgi jak np. dbanie o stan powierzonych Rosomaków. Nie powinno więc nikogo dziwić, że za chwilę będziemy mieli mniej sprawnych bojowych transporterów opancerzonych niż śmigłowców.
 
Krakowski Korpus Zmechanizowany wyrasta na elitę zawodowej armii. Systematycznie wizytowany (zwykle w piątki bądź poniedziałki, bo korzystnie się łączą z weekendem) i chwalony przez Ministra ON (jak wiadomo – z Krakowa) oraz miejscowe władze. Wzorzec? Może i tak, ale brakuje mu jednego elementu. Nie licząc batalionu dowodzenia, zabezpieczającego działanie dowództwa, a przy okazji szereg regionalnych uroczystości i imprez, nie podlegają mu żadne inne wojska. To tak, jakby Uniwersytet Jagielloński funkcjonował bez studentów.
 
Dziwnym trafem w tym samym mieście od niedawna stacjonuje dowództwo wojsk specjalnych. Przeniesione z Bydgoszczy przez Warszawę do Krakowa. Oddalone od podległych jednostek dostatecznie daleko, aby nie przeszkadzało w ich funkcjonowaniu. Koszt ostatniej przeprowadzki: 18 milionów. Czym zajmuje się dowództwo wojsk specjalnych? Na pewno nie przygotowaniem i prowadzeniem operacji specjalnych, bo nie ma takich kompetencji. Wymaga to ścisłego współdziałania i wsparcia wielu elementów. Zwykle: wywiadu, dowództwa sił powietrznych oraz w zależności od obszaru działań marynarki wojennej lub wojsk lądowych, często wsparcia spoza wojska i decyzji politycznych najwyższego szczebla. U naszych natowskich partnerów zajmują się tym dowództwa operacji specjalnych, którego w Polsce nie ma. Dlatego operacje specjalne GROM-u w Iraku planowali amerykańscy operatorzy.
 
Dowództwa rodzajów wojsk – rozśrodkowane. Każde w innym miejscu Polski, żeby przeciwnik nie mógł ich zniszczyć jednym atakiem. Ale po co wróg, skoro dowódców skutecznie wykańcza codziennie podążanie tam i z powrotem po polskich drogach na kolejne odprawy w stolicy? A ich podwładnych – zarządzanie przez komórkę przez wiecznie nieobecnych dowódców?
 
Uzawodowienie wojska to także zmiany kadrowe. Realizowane zgodnie z zasadą, że wyroki boskie i kadrowe są niezbadane. Nie znasz dnia ani godziny. Odwołanie z dnia na dzień cenionego w środowisku profesorskim i wojskowym rektora Akademii Obrony Narodowej i wyznaczenie go na stanowisko dowódcy nieperspektywicznego Śląskiego Okręgu Wojskowego; wyznaczenie byłego dowódcy GROM, na niższe stanowisko służbowe, po to aby następnie z tego stanowiska wysłać go na studia generalskie; zwolnienie ze stanowiska dowódcy 6 Brygady Desantowo-Szturmowej za wypowiedź, która nie zdradzała żadnych tajemnic, ale po prostu nie spodobała się politycznemu przełożonemu to standard w zawodowym Wojsku Polskim.
 
Najnowszy sukces to odtrąbione zwycięstwo odniesione podczas operacji „Orle Pióro” w Afganistanie. Zatrzymano kilkadziesiąt terrorystów, tyle, że prawie natychmiast wypuściły ich afgańskie władze. Te z pewnością uczyniły to pod wpływem swoich amerykańskich doradców, którzy jak powszechnie wiadomo, bardzo łaskawie obchodzą się z terrorystami. W demokratycznym Afganistanie zatrzymanie kogoś podejrzewanego o terroryzm powinno kończyć się co najmniej długoletnim więzieniem i przypisaniem mu winy np. za dokonanie zamachu na nasz patrol. A dowody? Poza tym, że wykryto na ubiorach podejrzanych ślady materiałów wybuchowych, na temat innych panuje milczenie. Wspieramy naszych żołnierzy w Afganistanie wypychając ich z bazy i skłaniając do prowadzenia aktywnych działań w swojej strefie odpowiedzialności, ale nie zaszkodzi ciągłe przypominanie, że ich zasadniczy cel to nie walka zbrojna, ale ta o serca i umysły miejscowej ludności. Nie mówimy im tego, gdyż nie otrzymują wsparcia, które taką stabilizację mogłoby zapewniać. Np. w postaci funduszów i programów związanych z odbudową gospodarczą (systemy nawadniania, infrastruktura, szkolnictwo) oraz obecności w strefie naszych cywilnych przedstawicieli, którzy przejęliby na siebie ciężar odpowiedzialności za realizację tych zadań.
 
MON chce zbierać żniwa, tam gdzie zapomniał zasiać, a jeśli ktokolwiek z podległej generalicji poddaje takie działania w wątpliwość dosięga go surowa ręka politycznego przełożonego. „Król jest nagi”, ale po co to mówić z czegoś trzeba żyć, a na rynku kryzys. Odwagę zostawmy sobie do wykorzystania podczas misji wojskowych, bo ta cywilna – zdecydowanie szkodzi. Syndrom obiadu drawskiego i obawa przed posądzeniem przez politycznych przełożonych o upolitycznienie spowodowały, że Armia się sama skutecznie zakneblowała.  
 
 
 
Roman Polko
O mnie Roman Polko

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka